Lovely Times
Data dodania: 09-05-2016
Tą zasiadkę również miałem zaplanowaną już od dawna, praktycznie od zimy razem z dziewczyną snuliśmy plany o tym, aby po majówce wybrać się gdzieś razem z tego względu, że mamy wolne, ponieważ akurat trwają matury w naszych szkołach.
Nawet nie wiecie jak się obawiałem o to aby wszystko poszło po mojej myśli,
niech w końcu ta pogoda się ustabilizuje... grrr
Telefon budzi mnie zaspanego i zmęczonego w środę rano, krótkie wieści, że tata kończy pracę szybciej a to jak wiecie bardzo dobra wiadomość ponieważ zawiezie nas szybciej. Po zakupach, które zrobiliśmy z moją dziewczyną, spakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy wyruszyliśmy pełni nadzieji...
Na miejscu! Na moich ukochanym miejscu... Po rozpakowaniu, uporządkowaniu wszystkich gratów, wytypowaniu miejscówek i wyborze, który pozostawiłem Natalii kulek na włos, zmęczony wywózką wróciłem z wody na obiado-kolację. Na pierwsze branie nie musiałem długo czekać, pierwszy hol tak jak ustaliliśmy z Natalią ma być jej instruktażowym, po kilku wskazówkach na macie ląduje niewielki karp do 10kg i tak to wszystko się zaczęło- wiecie co? Ja już dawno przepadłem w tym hobby ale teraz i moja dziewczyna została wchłonięta przez pogodę ducha, którą tworzą karpiowe zasiadki. Pierwsza nocka oczywiście zwiastowała 3 braniami, obiecałem sobie że nie będę wywoził żadnej wędki po braniu w nocy i tak co dziennie 3 kije lądowały na brzegu do rana- sam nie wiem dlaczego ale w nocy brały jedne z najmniejszych karpi jakie udało nam się wyciagnąć. Gdy rano obudził nas skwar porannego słońca, postanowiliśmy najpierw wywieźć zestawy a potem zrobić śniadanie, słońce rozpędzało się na dobre a my od rana walczyliśmy z niewielkimi wąsaczami, Natalii również udało się złowić pierwszego karpia w życiu, od tamtej pory łowiliśmy na dyżury, jak się później okazało tamtejszym karpiom z drużyny "A" bardziej spodobała się kolej Natalii ale i o mnie nie zapomniały...
Kolejna noc minęła klasycznie, niewielkie 3 sztuki na macie i zmęczenie rano. Ranek okazał się bardzo gorący, widać było że temperatura podkoczy dzisiaj na grubo powyżej 20 stopni, bezchmurne niebo również nie zwiastowało zbyt wielkiej ilości brań w dzień, dobrze że się myliłem. Już po śniadaniu, gdy nastąpił piękny odjazd z głebokiej wody a była to kolej Natalii po 40 minutowym holu na macie ląduje jej największa ryba jaką do tej pory w życiu widziała 16.10 kg, był to smukły z wielkim ogonem samiec, który dał jej popalić na pontonie ale tym razem przegrał. Reszta dnia przebiegła bardzo spokojnie, apropo opaliłem się na czerwono ( na truskawkę fluo ha ha )
Następnego ranka postanawiamy zmienić jeden zestaw w inne miejsce, miałem chytry plan aby tą wędkę poświęcić na dużą rybę i specjalnie nie nęcąc ani grama ziaren z peletem a same duże kulki ustawić się na jednego z tych największych, co to było za zaskoczenie gdy akurat wypadło na kolej Natalii i po krótkim holu z brzegu postanawiamy wypłynąć pontonem po tego karpia, po pierwszym młynku i pokazaniu szerokości tego karpia, przeczuwałem że będzie on wielki ale nie aż tak, gdy był już w macie wiedziałem, co złapaliśmy. Wskazówka pokazuje po odjęciu worka 21,30kg, euforia ! Chyba do teraz nie dociera do mnie co takiego złapaliśmy w tamtym momencie... Karp był na tyle duży, że musiałem pomóc Natalii go trzymać- w cale jej się nie dziwię bo i razem mieliśmy problem. Po opadnięciu emocji, gratulowania pieknej ryby oraz kilku telefonach, wywozimy jeszcze raz w to samo miejsce z tą samą taktyką. Około 2 godzin później następuje kolejne branie, tym razem moja kolej, jest odjazd na tej samej wędce więc wypływamy po raz kolejny pontonem aby skrócić długość linki, tym razem Natalia wiosłuje a ja po zdecydowanym holu mam karpia w podbieraku i w tamtym momencie pomyliłem się jak mało kiedy " nie jest duży" powiedziałem Natalii, gdy podniosłem go z wody do maty już okazał się dużo większy niż myślałem, wskazówka pokazuje 21.20kg, głośny krzyk C'Moon ! Kilka zdjęć, obowiązkowe dotlenianie tak dużej ryby i walczymy dalej. Kolejno następuje kilka brań ale nic wartego uwagi aż wieczorem znowu nastała kolej Naty i na macie po długim problematycznym holu- karp wszedł w pomost, udaje się wyciagnąć karpia o wadze 18,5kg, który został imiennikiem mojej dziewczyny. Ostatnia noc, kolejne 3 brania i chyba najcieplejszy poranek z wszystkich, szybkie śniadanie i powoli zaczynamy kończyć zasiadkę naszych marzeń, lecz gdy składam namiot słyszę odjazd, Natalia podniosła wędkę i zaczyna pompować ale widzę, że to może być spora ryba więc wypływamy na wodę, karp nie daje za wygraną ale w końcu się poddaje, na macie ląduje mój znajomy karpik, kolejny w piękną wagą 18,20kg. To jest absolutna masakra, nigdy w życiu nie pomyślał bym, że połowimy takie ryby w taką pogodę.
Niestety to był już koniec i ostatni karp naszej wyprawy, reszta to już pakowanie i powrót w ciszy i z łzą w oku, z niedowierzaniem, że to co napisałem jest prawdziwe.
Cała zasiadka potoczyła się przecudowanie, dopasowały ryby a co najważniejsze pogoda, życie pokazało mi kolejny raz, że w życiu piękne są tylko chwile, lecz chciałbym dodać jeszcze kilka słów.
Chciałbym wspomnieć sąsiada, który pomimo tego, że poruszał się na wózku, radził sobie równie dobrze jak my i to sam, bez niczyjej pomocy i z tego co wiem udało mu się wyciągnąć pięknego ponad 17kg karpia pełnołuskiego za co razem z Natalią oddajemy wielki szacunek i podziw za to co robisz ! Dajesz wielkiego kopa aby się nie poddawać !
Chciałbym podziękować Pawłowi za kulasy przygotowane na zasiadkę, jak i testowanie nowości, które w krótce będziecie mieli okazje kupić.
Ale najbardziej chciałbym podziękować Natalii, za to że ani razu nie zostawiła mnie w nocy bez pomocy, podbierała każdą rybę, za to że się nie poddała gdy karpie miały więcej siły niż ona i za to, że uczestniczy w tym moim dziwnym a teraz naszym życiu.
Przejdź do strony głównej Wróć do kategorii Artykuły
"Och, gdyby tak wszyscy ludzie mogli przeżyć taki jeden dzień. Gdy wolność wszystkich ludzi zbudzi I powie: "Idźcie tańczyć, to nie sen" Te piękne słowa wypowiedziane przez wielkiego człowieka trzymają mnie w zadumie po takich wspaniałych chwilach, które udało mi się przeżyć w okresie wiosennym tego roku.
"Och, gdyby tak wszyscy ludzie
Mogli przeżyć taki jeden dzień.
Gdy wolność wszystkich ludzi zbudzi
I powie: "Idźcie tańczyć, to nie sen"
Gdy wolność wszystkich ludzi zbudzi
I powie: "Idźcie tańczyć, to nie sen"
Te piękne słowa wypowiedziane przez wielkiego człowieka trzymają mnie w zadumie po takich wspaniałych chwilach, które udało mi się przeżyć w okresie wiosennym tego roku. Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało i nie chodzi tu o typowo, że tak powiem karpiowe spojrzenie a spełnianie marzeń, o których snułem już od paru lat, pomimo młodego wieku. Myślę, że domyślicie się o co chodzi w dalszym rowinięciu moich słów na waszych ekranach.
Zacznijmy od tego, że majówka była zaplanowana nad piękną niewielką wodą naszego dobrego kolegi Bartka, jedno stanowisko i rezerwacja już ubiegłego roku zrobiona we wrześniu, niestety bezchmurne niebo i wschodni wiatr przez 2 dni utrudniał łowienie i jedyne co udało się nam złapać to kilka linów, które swoimi pięknymi oczkami upiększały nam te dwa dni, ostatniej już 3 nocy karpie poczuły lekką zmianę pogody a wynikiem tego były 3 piekne złoto czarne pełnołuskie karpie wyciągięte spod pływającej wyspy. Zasiadke uznam za udaną spowodu rozdziewiczenia nowej wody, oraz spędzeniu majówki w miejscu gdzie dwa dni szukałem zasięgu a jedyne kto nas odwiedził to kąpiący się bóbr i różnego rodzaju ptaki umilające poranki.
Zacznijmy od tego, że majówka była zaplanowana nad piękną niewielką wodą naszego dobrego kolegi Bartka, jedno stanowisko i rezerwacja już ubiegłego roku zrobiona we wrześniu, niestety bezchmurne niebo i wschodni wiatr przez 2 dni utrudniał łowienie i jedyne co udało się nam złapać to kilka linów, które swoimi pięknymi oczkami upiększały nam te dwa dni, ostatniej już 3 nocy karpie poczuły lekką zmianę pogody a wynikiem tego były 3 piekne złoto czarne pełnołuskie karpie wyciągięte spod pływającej wyspy. Zasiadke uznam za udaną spowodu rozdziewiczenia nowej wody, oraz spędzeniu majówki w miejscu gdzie dwa dni szukałem zasięgu a jedyne kto nas odwiedził to kąpiący się bóbr i różnego rodzaju ptaki umilające poranki.
Dzień przerwy
Tą zasiadkę również miałem zaplanowaną już od dawna, praktycznie od zimy razem z dziewczyną snuliśmy plany o tym, aby po majówce wybrać się gdzieś razem z tego względu, że mamy wolne, ponieważ akurat trwają matury w naszych szkołach.
Nawet nie wiecie jak się obawiałem o to aby wszystko poszło po mojej myśli,
niech w końcu ta pogoda się ustabilizuje... grrr
Telefon budzi mnie zaspanego i zmęczonego w środę rano, krótkie wieści, że tata kończy pracę szybciej a to jak wiecie bardzo dobra wiadomość ponieważ zawiezie nas szybciej. Po zakupach, które zrobiliśmy z moją dziewczyną, spakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy wyruszyliśmy pełni nadzieji...
Na miejscu! Na moich ukochanym miejscu... Po rozpakowaniu, uporządkowaniu wszystkich gratów, wytypowaniu miejscówek i wyborze, który pozostawiłem Natalii kulek na włos, zmęczony wywózką wróciłem z wody na obiado-kolację. Na pierwsze branie nie musiałem długo czekać, pierwszy hol tak jak ustaliliśmy z Natalią ma być jej instruktażowym, po kilku wskazówkach na macie ląduje niewielki karp do 10kg i tak to wszystko się zaczęło- wiecie co? Ja już dawno przepadłem w tym hobby ale teraz i moja dziewczyna została wchłonięta przez pogodę ducha, którą tworzą karpiowe zasiadki. Pierwsza nocka oczywiście zwiastowała 3 braniami, obiecałem sobie że nie będę wywoził żadnej wędki po braniu w nocy i tak co dziennie 3 kije lądowały na brzegu do rana- sam nie wiem dlaczego ale w nocy brały jedne z najmniejszych karpi jakie udało nam się wyciagnąć. Gdy rano obudził nas skwar porannego słońca, postanowiliśmy najpierw wywieźć zestawy a potem zrobić śniadanie, słońce rozpędzało się na dobre a my od rana walczyliśmy z niewielkimi wąsaczami, Natalii również udało się złowić pierwszego karpia w życiu, od tamtej pory łowiliśmy na dyżury, jak się później okazało tamtejszym karpiom z drużyny "A" bardziej spodobała się kolej Natalii ale i o mnie nie zapomniały...
Kolejna noc minęła klasycznie, niewielkie 3 sztuki na macie i zmęczenie rano. Ranek okazał się bardzo gorący, widać było że temperatura podkoczy dzisiaj na grubo powyżej 20 stopni, bezchmurne niebo również nie zwiastowało zbyt wielkiej ilości brań w dzień, dobrze że się myliłem. Już po śniadaniu, gdy nastąpił piękny odjazd z głebokiej wody a była to kolej Natalii po 40 minutowym holu na macie ląduje jej największa ryba jaką do tej pory w życiu widziała 16.10 kg, był to smukły z wielkim ogonem samiec, który dał jej popalić na pontonie ale tym razem przegrał. Reszta dnia przebiegła bardzo spokojnie, apropo opaliłem się na czerwono ( na truskawkę fluo ha ha )
Następnego ranka postanawiamy zmienić jeden zestaw w inne miejsce, miałem chytry plan aby tą wędkę poświęcić na dużą rybę i specjalnie nie nęcąc ani grama ziaren z peletem a same duże kulki ustawić się na jednego z tych największych, co to było za zaskoczenie gdy akurat wypadło na kolej Natalii i po krótkim holu z brzegu postanawiamy wypłynąć pontonem po tego karpia, po pierwszym młynku i pokazaniu szerokości tego karpia, przeczuwałem że będzie on wielki ale nie aż tak, gdy był już w macie wiedziałem, co złapaliśmy. Wskazówka pokazuje po odjęciu worka 21,30kg, euforia ! Chyba do teraz nie dociera do mnie co takiego złapaliśmy w tamtym momencie... Karp był na tyle duży, że musiałem pomóc Natalii go trzymać- w cale jej się nie dziwię bo i razem mieliśmy problem. Po opadnięciu emocji, gratulowania pieknej ryby oraz kilku telefonach, wywozimy jeszcze raz w to samo miejsce z tą samą taktyką. Około 2 godzin później następuje kolejne branie, tym razem moja kolej, jest odjazd na tej samej wędce więc wypływamy po raz kolejny pontonem aby skrócić długość linki, tym razem Natalia wiosłuje a ja po zdecydowanym holu mam karpia w podbieraku i w tamtym momencie pomyliłem się jak mało kiedy " nie jest duży" powiedziałem Natalii, gdy podniosłem go z wody do maty już okazał się dużo większy niż myślałem, wskazówka pokazuje 21.20kg, głośny krzyk C'Moon ! Kilka zdjęć, obowiązkowe dotlenianie tak dużej ryby i walczymy dalej. Kolejno następuje kilka brań ale nic wartego uwagi aż wieczorem znowu nastała kolej Naty i na macie po długim problematycznym holu- karp wszedł w pomost, udaje się wyciagnąć karpia o wadze 18,5kg, który został imiennikiem mojej dziewczyny. Ostatnia noc, kolejne 3 brania i chyba najcieplejszy poranek z wszystkich, szybkie śniadanie i powoli zaczynamy kończyć zasiadkę naszych marzeń, lecz gdy składam namiot słyszę odjazd, Natalia podniosła wędkę i zaczyna pompować ale widzę, że to może być spora ryba więc wypływamy na wodę, karp nie daje za wygraną ale w końcu się poddaje, na macie ląduje mój znajomy karpik, kolejny w piękną wagą 18,20kg. To jest absolutna masakra, nigdy w życiu nie pomyślał bym, że połowimy takie ryby w taką pogodę.
Niestety to był już koniec i ostatni karp naszej wyprawy, reszta to już pakowanie i powrót w ciszy i z łzą w oku, z niedowierzaniem, że to co napisałem jest prawdziwe.
Cała zasiadka potoczyła się przecudowanie, dopasowały ryby a co najważniejsze pogoda, życie pokazało mi kolejny raz, że w życiu piękne są tylko chwile, lecz chciałbym dodać jeszcze kilka słów.
Chciałbym wspomnieć sąsiada, który pomimo tego, że poruszał się na wózku, radził sobie równie dobrze jak my i to sam, bez niczyjej pomocy i z tego co wiem udało mu się wyciągnąć pięknego ponad 17kg karpia pełnołuskiego za co razem z Natalią oddajemy wielki szacunek i podziw za to co robisz ! Dajesz wielkiego kopa aby się nie poddawać !
Chciałbym podziękować Pawłowi za kulasy przygotowane na zasiadkę, jak i testowanie nowości, które w krótce będziecie mieli okazje kupić.
Ale najbardziej chciałbym podziękować Natalii, za to że ani razu nie zostawiła mnie w nocy bez pomocy, podbierała każdą rybę, za to że się nie poddała gdy karpie miały więcej siły niż ona i za to, że uczestniczy w tym moim dziwnym a teraz naszym życiu.
Przejdź do strony głównej Wróć do kategorii Artykuły