Wakacyjne Karpiowanie
Jak można spędzić wspaniały urlop wraz z najbliższymi, pogodzić miły wypoczynek nad brzegiem czystego jeziora w pięknym lesie z odrobiną karpiowania. Kąpiel w jeziorze, gry, zabawy, wieczorne ognisko. Piękne poranki na łonie natury, kawka o wschodzie słońca i śniadanko na trawie przy śpiewie ptaków. A co najważniejsze możliwość spotkania jeziorowych karpi, które choć kapryśne i dzikie można jednak przechytrzyć.
Wyprawę nad brzegi tego jeziora i rozpoczęcie karpiowego urlopu zaplanowałem gdy za oknem jeszcze wiało chłodem. Miał to być początek rodzinnego urlopu a dla dzieci które miały wypoczywać ze mną to początek wakacji. Z racji tego że nie przepadam i reszta mojej rodzinki też, za tłokiem nad wodą ten zakątek ciszy i przyrody miał być odskocznią od codziennego gwarnego życia.
Strategię i plan miałem przygotowane na to jezioro gdyż po raz drugi stanąłem nad brzegiem tego małego urokliwego jeziorka.
Jeziora polodowcowe a takie jest to małe kilkuhektarowe jeziorko, mają w swoim zwyczaju być dość głębokie, obdarzone w rożnej wielkości zatokami, cypelkami obfitujące w duże ilości roślinności, zazwyczaj trzcinowiska lub grążele które są niezłymi matecznikami jeziorowych karpi. Płytkie zarośnięte zatoki graniczące z otwartą tonią jeziora charakteryzują się czystym dnem to bardzo atrakcyjne miejsca, zazwyczaj w tych miejscach można liczyć na przepływające stada karpi bo są to ich nieodzowne trasy, a odpowiednie zanęcenie może zatrzymać karpie na dłużej.
Miejscówki na położenie zestawu wybrałem nieopodal trzcin po drugiej stronie jeziora. Zestawy postawiłem na twardym dnie i zanęciłem dość grubo kulka/orzech tygrysi/mix pelletu. Postanowiłem testować całą gamę kulek przynętowych z serii 4D, jak również duże przynęty o rozmiarze 25mm. Miało to na celu eliminację leszczy i małych karpi, chciałem się dobrać do starych mieszkańców jeziora Kiełpińskiego.
W poprzednim sezonie gdy rozkminiałem ten zbiornik nieduże leszcze potrafiły brać na dwie kulki o rozmiarze 20mm dlatego w tym roku poszedłem jeszcze grubiej, dołożyłem dumbelsa lub orzecha tygrysiego a nawet na włosie zawisły dwie kulki 25mm. Jak się okazało taka wielkość przynęty nie przeszkadzała średniej wielkości karpiom które pewnie ją zasysały i się zapinały.
Po braniu większość ryb uciekała w trzciny, by tam szukać schronienia. W tym momencie dawałem im totalny luz i płynąłem jak po nitce do kłębka. Niezła to była frajda, buszowanie łódką w dużym paśmie trzcin, choć nie jest to łatwe ale daje ogromną satysfakcję kiedy karp znajdzie się już w podbieraku i na macie.
Przez tydzień wędkowania były dni bardzo gorące i woda szybko się nagrzała co spowodowało u karpi szaleństwo tarła. Ich amory można było słyszeć poprzez efektowne pluski. Te szaleństwa na szczęście nie trwały długo, gdy pogoda się zmieniła a temperatura wody spadła amory karpi ustały.
Przez tydzień rodzinnego spędzania urlopu nad brzegiem jeziora straciłem licznik na piętnastu braniach, które zapamiętałem a było ich znacznie więcej. Ilość ryb była podobna co do brań, choć nie wszystkie wylądowały na macie a były w podbieraku bo część z nich wypuszczałem zaraz po holu bo nie chciałem ryb przetrzymywać w workach ze względu na duże temperatury. Przy tak dużej ilości brań przetestowałem większości smaków i zapachów z oferty Carp Gravity łącznie z nową testową kulką STRAWBERRY SPIRIT, która sprawdziła się wyjątkowo dobrze.
Przejdź do strony głównej Wróć do kategorii Artykuły